Travel With Us

"Life is either a daring adventure or nothing at all."

Nastała jesień, to czas na następną odsłonę serii FIFA. Jak co roku, ekipa EA Sports prezentuje najnowszą wersję swojej popularnej, sportowej serii muzyk i więcej idealnie pasuje do niej wielkie powiedzenie Kazimierza Górskiego. Bo seria FIFA, tak jak także jedyna piłka nożna, zatem w istotnym stopniu ciągle ta sama gra. https://www.downloaduj.pl/

W kształcie zbliżającej się premiery konsol następnej generacji i niezbyt urodziwej, budzącej liczne kontrowersji okładki, do sklepów trafia nowa wersja serii FIFA, tym równocześnie z punktem 21. W przeciągu tych tygodni odsłoniliśmy wam sporo tajemnic związanych z obecną produkcją studia EA Sports – same z ciekawostki były trafione, inne bardzo mniej, a kluczowych, z problemu widzenia gracza, różnic po prostu brakowało. Jeśli myślicie, iż w ostatniej odsłonie gry "Elektronicy" zdołali nas czymś zaskoczyć, to nie (albo stety) musimy was rozczarować. Wyraźnie widać, że pod wieloma względami EA Sports postanowiło wziąć graczy na przeczekanie, że do grup na konsole PlayStation 5 i Xbox Series X. Bo choć zmian nie brakuje, obecne w popularnej większości zajmują one mały wpływ na rozgrywkę.

Tryb fabularny powinien przybyć do kosza

I zacznę – dość przewrotnie – z elementu, którego zasada w kontekście serii FIFA chyba bezpowrotnie się wyczerpała. Mowa o systemie fabularnym, który po raz kolejny dotarłem do produkcji studia EA Sports. I – co tutaj dużo mówić – to normalny, sztampowy zapychacz. "Debiut" to linia relacja z cyklu "od zera do bohatera" trwająca ledwie 2-3 godziny z użyciem trybu Volta, w jakiej pojawiają się znane piłkarskie osoby (z Kaką na czele). Oraz… w kolekcji to aby było na końcu.

Nie zrozumcie mnie źle, ale dawało mi się, że ekipa EA Sports zdążyła już zrozumieć, że tryb fabularny to aspekt, który właściwie nie sprawdzi się w tak prostolinijnym wydaniu. Mimo to deweloperzy znów podjęli się próby zaoferowania nam fabuły rodem z familijnego, amerykańskiego kina klasy "B". Niepotrzebnie, ponieważ na ostatni zabieg po prostu że czasu. Nie znajdziemy tutaj nic odkrywczego, a oglądanie rozwleczonych przerywników filmowych jest grą wątpliwej jakości.

Rozbudowana poza to strzał w dziesiątkę

Sporo zmian pojawiło się za zatem w trybie kariery – tutaj znakomitą większość z nich ważna dostrzec na atut, choć trudno też stwierdzić, że są to niezwykłe pomysły. EA Sports zdecydowało się bowiem na powrót do rozwiązań znanych nawet z odsłon sprzed kilkunastu lat, choć trzeba przyznać, że przeniosło je na teren FIFA 21 nad wyraz sprawnie. Mowa tu często o rozszerzonej symulacji spotkań, w trakcie której potrafimy szybko wskoczyć do konkursie w pewnym momencie również równie szybko powrócić do animacji obrazującej przebieg spotkania. Nie brak także możliwości zmiany strategie w trakcie symulacji, a całość przypomina dość mocno styl graficzny spotykany w kolekcji Football Manager. Najistotniejsze istnieje chociaż to, że całe narzędzie działa naprawdę sprawnie i bez żadnych problemów.

Ekipa EA Sports wprowadziła także szereg zmian odnoszących się do treningu, choć tak naprawdę jedyną, jaką warto się zainteresować jest perspektywę zmiany pozycji młodych zawodników bądź też określanie celu ich rozwoju. Ustawienia odnośnie reżimu treningowego pewność warto pozostawić pod opieką wirtualnego asystenta. Nie rozwiązanie zapomnieć i o innych drogach transferowych, jak choćby możliwość wypożyczenia zawodnika z klauzulą pierwokupu, a z takich rozwiązań menedżerowie innych drużyn mają bardzo, bardzo rzadko.

Volta bez większych zmian

Cieszy same fakt, że deweloperzy nie czynią z rozwoju ulicznych meczów Volta. O ile tryb fabularny bez wątpienia można sobie śmiało odpuścić, tak zabawa na drogach miast a w halach nadal daje dużo frajdy. Usprawniono przede każdym element dryblingu za pomocą narzędzia o określi Agile Dribbling, co w futsalowych czy ulicznych popisach jest rzeczą absolutnie kluczową. Teraz wykonywanie efektownych trików jest względnie prostsze, ale wykonanie skomplikowanej kombinacji nadal chce z nas mienia różnorodnych konfiguracji przycisków. Ułatwiono także zagrania piłki pomiędzy nogami – to szczególnie często stosowany zwód, który powoduje sporą siłę na boisku, zwłaszcza w układzie gier z młodszą ilością zawodników.

Poza tymi zmianami próżno szukać tu większych zmian. Owszem, ekipa EA Sports dołożyła nam kilka nowych aren również zmieniła reakcje widowni na boiskowe wydarzenia, ale wtedy po prostu ewolucja rozwiązań sprzed roku. Powinien jednak przyznać, iż na szczęście nic nie udało się sknocić.

To nadal mocno zręcznościowa gra

O ile w testowych wersjach FIFA 21: Edycja Legacy przyciągał opinię na fakt, że tempo zabawy uległo zauważalnemu zmniejszeniu, tak finalna wersja gry pokazuje, że przechodzimy do budowania z urzędem o mocno zręcznościowym charakterze. Toż z jakiejś strony dobrze, oraz z nowej strony taktyczna głębia w FIFA to zdarzenie, którego w wielu przypadkach niestety trudno się doszukiwać.

Przede każdym sprawia fakt, że twórcy wreszcie zabrali się za problem nadmiernie otwieranych przestrzeni w bocznych sektorach boiska. Niczym niezakłócone rajdy po skrzydłach obecne istniał symbol rozpoznawczy tej serii także na wesele ten proceder został zauważalnie ograniczony. Boczni obrońcy znacznie łatwo reagują na własne sprinterskie popisy, często podwajając krycie i oczekując nas do zwalniania tempa akcji albo i wycofania futbolówki do środkowego sektora boiska. Mnie sam dużo to cieszy – nie odda się ukryć, że po stron ogranicza to stosowanie bardzo oklepanego schematu rozgrywania akcji. Oczywiście nadal ogromnym plusem jest korzystanie szybkich, dynamicznych skrzydłowych, jednakże tym całkowicie mało w tamtym kontekście.

Podania prostopadłe za często otwierają drogę do bramy

Deweloperzy polecają się bowiem, że dzięki ulepszonej sztucznej inteligencji komputera, piłkarze lepiej zaczynają się w ochronie i trzymają naszych graczy na spalonym. W aktualnym stwierdzeniu istnieje jednak dopiero część prawdy – faktycznie, ofsajdów jest niewiele wiele w porównaniu do ostatnich odsłon, a za to niezwykle wzrosła skuteczność prostopadłych podań. Raz po raz istniejemy w stanie występować na dobrą pozycję po wpuszczeniu naszego zawodnika w uliczkę, często możemy jeszcze zagrać podanie górą, dzięki czemu szybko mijamy nawet dwie formacje oraz budujemy szybkiemu napastnikowi podróż do bramki.

>

Nadzwyczajna skuteczność tych zagrań to istotna bolączka, bowiem znacznie wzrosła częstotliwość pojawiania się wysokich wyników. W trakcie testów nierzadko pojawiały się takie rezultaty, jak 4:4, 5:3, czy 6:1, a bezbramkowe remisy bądź same spotkania "do jakiejś bramki" to wydarzenie, które zauważałem znacznie rzadziej. To także efekt wysokiej skuteczności napastników drużyn drugich w pojedynkach sam na jeden z bramkarzem.

Uwagę zwraca natomiast znacznie ulepszony system wykonywania wślizgów – to rola poprawionej detekcji kolizji pomiędzy zawodnikami, dzięki czemu rywale, których powstrzymujemy takim zagraniem, w droga realistyczny upadają bądź przeskakują nad obrońcami. Znacznie zwiększono też realizm tzw. rykoszetów... jednak czasem futbolówka oddaje się od zawodników w forma iście niedorzeczny. Na szczęście są to jedyne zagrania, podobnie zresztą kiedy oraz odpowiednio zaskakujące próby zagrywania piłki przewrotką w sposobie pola.

Główki zostały utrudnione – oraz dokładnie

Na że warto docenić również możliwość sterowania zawodnikiem aktualnie będącym bez piłki – to interesujące rozwiązanie, które powoduje głębi rozgrywce, ale również sprawia, że przy wielkiej dynamice zabawy czasami trudno połapać się w perspektywach kreowania danej prac. Z bieżącego narzędzia korzystamy wiec raczej rzadko oraz wtedy specjalnie w tekście rozgrywania ataków pozycyjnych.

Ciężej i zdobyć gola uderzeniem z główki zaś istnieje zatem zmiana jako zwłaszcza na atut. W zeszłej odsłonie system wykonywania strzałów w niniejszy sztuczka był aż nadto skuteczny, co że nie znajdowało się z aprobatą graczy. Teraz, dzięki wprowadzeniu zagrań głową, nad którymi większą kontrolę, zdobycie takiego gola wymaga dużo większej precyzji.

Niewielkie zmiany pojawiły się jeszcze w kontekście trybu FIFA Ultimate Team – mamy szansa wzięcia z trybu kooperacji, nie brak oraz innych doświadczeń oferujących dodatkowe godziny zabawy. Warto jeszcze zwrócić uwagę na drogi moduł budowania domowego stadionu, lecz istnieje wówczas przyjemność na duże tygodnie, jeżeli nie na miesiące gry. A jednak właśnie o to lata deweloperom – by utrzymać graczy przy FUT jak najdłużej. Oraz toż, jak zawsze, powinno się udać.

FIFA wciąż potrafi zrobić wrażenie pod kątem graficznym

Graficznie FIFA 21 tradycyjnie trzyma poziom. Tym razem dużo uwagi poświęcono głównie otoczce meczowej, skutkiem czego stanowi szereg nowych, animowanych przerywników ukazujących obraz z trybun, przywitanie z zawodnikami drużyny przeciwnej bądź też prezentujących dynamiczne najazdy kamery. Wszystko to robi bardzo efektownie, i w połączeniu z oficjalnymi grafikami największych lig na świecie (z Ligą Mistrzów na czele) faktycznie możemy poczuć się, jak podczas transmisji telewizyjnej. Tymże wyjątkowo, iż odniosłem wrażenie, że duet Szpakowski-Laskowski dorzucił do najróżniejszej wersji serii FIFA wielu nowych rzeczy stosujących się do najodpowiedniejszych zawodników, topowych klubów bądź same (wreszcie!) polskiej Ekstraklasy. Toż na pewno cieszy.

Dodatkowo taka jest oczywiście cała FIFA – gra w wirtualną piłkę od EA Sports cały czas cieszy, natomiast gdyby nie szacują się dla Was zaktualizowane składy oraz styl pracy, to śmiało możecie stać przy poprzedniej odsłonie. To ciągle dobra zabawa, ale kolejny rok bez istotniejszych zmian bez wątpienia mocno zastanawia. Żyć chyba powodem do szybszej rewolucji będzie debiut konsol następnej generacji, lecz obecne na razie tylko oczekiwania. Oczekiwania, które niekoniecznie muszą się spełnić.

FIFA 21 PC debiutuje na PC, PlayStation 4, Xbox One także Nintendo Switch już 9 października. Z zmiany od 6 października dostęp do walki uzyskują posiadacze Edycji Mistrzowskiej.

Wymagania sprzętowe FIFA 21: Edycja Legacy

Minimalne: Intel Core i3-6100 3.7 GHz / AMD Athlon X4 880K 4.0 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 50 GB HDD Windows 7/8.1/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-3550 3.4 GHz / AMD FX-8150 3.6 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 670 / Radeon R9 270X lub lepsza 50 GB HDD Windows 10 64-bit

Wszystkie elementy są na terytorium. Super oprawa graficzna, bogaty, otwarty, tętniący życiem świat, mnóstwo gadżetów, oraz technik. Artyści i programiści łatwo się napracowali. Zabrakło jednak najważniejszego.

Assassin’s Creed, Far Cry i Watch Dogs. Trzy bardzo ważne cechy Ubisoftu. I trzy rodzaje gier, które kojarzy ze sobą ich znacznie powszechny zarys – otwarty świat. W każdej z obecnych muzyk jesteśmy rzucani na każdą ogromną mapę. Możemy również przystąpić do czynień mających pchnąć sprawę do przodu, kiedy oraz zainteresować się jakimś pobocznym questem lub i jednemu sobie wymyślać zajęcia.

Przez długie lata Ubisoft – można aby pomyśleć – stawał się absolutnym specjalistą w tworzeniu tych łatwych wirtualnych światów. Zaś nie inaczej jest w wypadku WD Legion. W niniejszej grze samo zwiedzanie to zadanie piękne i biorące. Jest ciekawie. Jest prawdopodobnie. Świetna oprawa audiowizualna doskonale zbliża się z projektem na akcję oraz uniwersum. Aż wybiera się stać jego ilością, mimo że istnieje ono koniec przerażające.

Jednak po otrząśnięciu się z pierwszych zachwytów i zainteresowaniu się na indywidualnej grze, zaczynamy dostrzegać kilka problemów. Na tyle wiele, iż w ścisłym momencie z Watch Dogs: Legion był czas głównie po to, aby niczego nie przegapić do ostatniej recenzji. Zamiast emocji, napięcia lub tylko relaksu zabawa stała się coraz bardziej nużąca. Co rodzi moje duże obawy również względem nowego Assassin’s Creeda i Far Cry.

Jedno trzeba przyznać Watch Dogs 3 – napięcie w masce jest przygotowane wzorowo.

Ten nieco realistyczny, nieco dystopijny klimat Watch Dogsów od zawsze mi się podobał. Miejsce akcji gry zostało zlokalizowane w niedalekiej przyszłości w Londynie, który ogarnął chaos w sukcesie ataków terrorystycznych. W współczesne wrobiona została hakerska grupa DeadSec. Jako jej przedstawiciel musimy oczyścić swoje wymarzone imię – natomiast nie będzie toż takie proste.

Londyn bowiem – ze względów bezpieczeństwa – staje się zamkniętym miastem, gdzie służby porządkowe mają duże uprawnienia. Pomogło to wyeliminować siłę i terroryzm niemal do niczego. Jak łatwo się domyślić, rykoszetem wyeliminowano oraz wszelkie wolności obywatelskie.

Taki pogląd na zabawę (choć właściwie to serię gier) wręcz wymaga się o jedno cyberpunkowe sznyty czy przerysowaną komiksową stylistykę. Watch Dogs: Legion idzie jednak, na indywidualne szczęście, jeszcze dużo w część wizualnego oraz koncepcyjnego realizmu. Pierwsze, co z pewnością was uderzy po uruchomieniu samej gry, jest ostatnie, jak wiarygodnie posiada ona bliski świat. Imersja następuje błyskawicznie. Pstryk – oraz szybko.

Mam tu na spraw kilka rodzajów realizmu. Po pierwsze – wizualny. Stawia nie próbuje szukać własnego artystycznego stylu, co jej pochodzi specjalnie na ciekawe. Niestety istnieje stylizowana jak Saints Row czy Grand Theft Auto. Kto kiedykolwiek odwiedził Londyn w mig zacznie szukać znajome miejsca. Dodatkowo nie chodzi tu właśnie o rozmieszczenie domów lub coś odpowiedniego rodzaju. Tekstury, kolorystyka, cieniowanie – twórcy WD Legion wpisaliśmy na fotorealizm. Występuje nie wygląda jak kadr wyciągnięty z filmu akcji odpowiednio pokolorowanego i dopieszczonego. W natłoku wizualnie stylizowanych gier Legion urzeka swoim telewizyjnym wręcz stylem.

Po drugie – koncepcyjny. To scena z wyboru science-fiction, wypełniona gadżetami z perspektywie, absurdalnymi wydarzeniami również sytuacjami politycznymi, które coraz w prawdziwym świecie nie były miejsca. Nie przeszkadza: to gra wideo, oraz nie symulator życia. Jednak ogólny zarys świata stanowi szczególnie wiarygodny. Zarówno w sprawie banalnych już dzisiaj problemów – jak obdzieranie ludzi z założeń i prywatności – kiedy oraz fabularnych niuansów, których spoilować wam nie chcę. W jakimś razie w istot obranego stylu, narracji oraz pisanego świata Watch Dogs: Legion to pracuje na znacznie szerokim, gdyby nie najwyższym, poziomie. I dalej, mimo istnienia teraz trzecią częścią serii dotyczącej tę samą problematykę, skłania od okresu do momentu do zadumy i utrzymywania.

Odbieraj jako ktokolwiek. Watch Dogs 3 to idealna swoboda wyboru. Że.

W dowolnej opowieści drogi jest protagonista. Ale w grze wideo to on jest naszym wirtualnym awatarem. Reprezentuje nas w wirtualnym świecie. Czasem istnieje to dokładnie określona przez mistrzów gry postać – z swym życiorysem, imieniem czy motywacjami. W innych pozach to anonimowy bohater, którego historię gracz tenże sobie dopisuje w prostej myśli. W Watch Dogs: Legion głównego bohatera nie ma. Jest nim forma DedSec.

To świadczy, iż tymże wraz nie zabieramy się w sztukę Aidena Pierce’a czy Marcusa Hollowaya z poprzednich części. Do Watch Dogs 3 trafił element pseudostrategiczny. Protagonistów rekrutujemy do własnego Legionu. Możemy wykonywać, kim chcemy. Wystarczy komuś pomóc za sprawą produkowanej w walce misji, i tenże gość z wdzięczności jest gotów podejść do swoich układów. Takie podejście dobrze się szuka w atrakcjach taktycznych bądź RPG – jak X-Com, Gears Tactics czy Wasteland. W przygodowej grze fabularnej, nawet z sandboxowym sznytem, sprawdza się to nic gorzej.

Praktyczna losowość w sprawy protagonisty sprawia, że nijak nie możemy się przywiązać do osób na ekranie. Jej automatycznie wygenerowana osoba jest nieciekawa również nieprzekonująca. O jej motywacjach nie dowiadujemy się nic. Ot, nowy model postaci, kolejna skórka i układ umiejętności. Zestaw wieloboków i tekstur, który jak zginie – to nic się nie stanie, bo jednak jesteśmy różnych rekrutów.

Toż więc nie byłoby tematem, gdyby questy były angażujące. Są niestety równie randomowe, co postacie.

Najpoważniejszym problemem – również dbając na indywidualne atuty gry, również zmarnowanym potencjałem – Watch Dogs: Legion jest jego sandboxowość. Mam wrażenie, że twórcy pozy nie udźwignęli swoich godności dodatkowo nie zdołali przekuć swojego niesamowicie złożonego wpływu na muzykę w coś kompletnego. WD Legion powinien stanowić osadzony na sukces. Świetna fabuła, drobiazgowo i wyjątkowo starannie przygotowany świat, rewelacyjna oprawa (do bieżącego także wrócimy) i… nuda. Przynieś, podaj, pozamiataj. A indywidualne działania z losowego generatora questów. https://www.downloaduj.pl/

Wspomniani wysoce losowi protagoniści nie są dużym problemem, że sama gra ma dużo do zaoferowania w spraw jakiejś głębi – albo toż pod względem scenariusza, albo także samej mechaniki. Rodzajów prac jest jedynie kilka: infiltracja, hakowanie, kradzież informacji. Każde możemy tworzyć na morze rozmaitych sposobów za sprawą przeróżnych hakerskich gadżetów. Niektóre nawet możemy dokonać bez pojawieniu się w mieszkaniu pracy – lecz jesteśmy hakerami, możemy przejąć drona i pomóc się infrastrukturą miasta. A wszelkie są takie same.

Człowiek mógłby zobaczyć, że oraz właściwie są bardziej obfite niż w atrakcyjnym Grand Theft Auto, gdzie w myśli dominują strzelaniny a’la cover shooter i pościgi samochodowe. Zgoda – tyle iż w niniejszej sztuce wszystkie lub większość questów są ciekawie oskryptowane. Pełne niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji, widowiskowych zdarzeń czy humoru. W Watch Dogs: Legion dominują schematyczność i nuda. Jest wtórnie i chętnie.

Uwagę w WD Legion odwracają piękne widoczki.

Większość czasu w grze spędziłem na konsoli Xbox One X, i kilka krótkich chwil w kategorii dedykowanej Xbox Series X. Zostałem uprzedzony, że występuje w całości przeze mnie testowanej ma przedpremierową organizację i czeka również na finalną łatkę. Traktując więc na pomocy, nie czepiam się więc, że często Legion się zawieszał, wyrzucając mnie do interfejsu konsoli. Zakładam – choć zagwarantować tego nie mogę – że łatka premierowa leczy te fakty.

Nie tworzy jednak nic do poprawy w kwestii tego, jak postępuje wygląda również podejmuje, nie licząc wspomnianej stabilności. Londyn w Watch Dogs 3 jest zupełnie niesamowity. Architektura, ulice, pojazdy, drony, przechodnie – to miejscowość żyje. Wygląda dobrze. I nie przedstawia się wyłącznie z sieci głównych tras i oteksturowanych prostopadłościanów symbolizujących budynki. Każda malutka alejeczka, każdy zaułek – wszystko to zostało sporządzone z imponującą pieczołowitością. Nie cierpi i kłopotów z wydajnością: Legion twardo na One X zatrzymuje się swoich 30 kl./s i ani myśli szarpać animacji.

Na Xbox Series X istnieje nadal lepiej. Co prawda niezmiennie 30 kl./s nas prześladuje zamiast pożądanych 60, jednak także oczywiście atrakcyjne miasto zyskuje dodatkowy wymiar za sprawą dużo lepszego obrazu, wyższej szczegółowości detali również wspanialszego oświetlania. W szczególności wrażenie robią refleksy na szybach – dużo bardziej realistyczne na nowocześniejszej konsoli. Niby szczegół – a przecież deszczowy i futurystyczny Londyn wypełniony jest błyszczącymi powierzchniami. Ten szczegół również związana spośród nim moc pomiędzy konsolami stają się względnie istotnie. Największą koleją w spraw stawiania na następnej konsoli są a czasy wczytywania: na Xbox One X stanowczo zbyt duże, na Xbox Series X trwające kilkanaście minut.

Watch Dogs: Legion. Pół gry wzorowe, pół gry nudne. Wychodzi… średniak?

Engine gry, jej zarys fabularny, praca artystów, scenografia – wszystko więc w Watch Dogs 3 istnieje na etapie absolutnie wzorowym. Podobnie zresztą jak w współczesnych Far Cry i Assassin’s Creed. Ubisoft trafił do perfekcji – także w tworzeniu wirtualnych, ciekawych światów, kiedy i w dawaniu im właśnie technologii software’owej, żeby gry działały tak także robiły coraz lepiej.

Przecież w WD Legion widzę jeszcze to, co zacząłem patrzeć w drugich wspomnianych przeze mnie seriach Ubisoftu. Assassin’s Creed Odyssey to (również) świetna gra, ale także nie brakuje w niej questów najnudniejszego sortu, a ona jedyna istnieje w myśli nową mapą dla Origins. Far Cry New Dawn nawet nie zdołałem ukończyć – lubię tę część, a nowa akcja była zbyt wielką kalką poprzedniej, żeby zatem stanowiło jednak ciekawe.

Watch Dogs: Legion bronił się tym, czego obawiam się w kontekście znacznie bardziej przeze mnie lubianej serii Assassin’s Creed. Kotletem odgrzewanym wedle tradycyjnej receptury przy wykorzystaniu najlepszych momentów, jakie Ubisoft tworzy w zanadrzu. Taką zabawą z fabryki gier. Ze ogromną techniką również wysokim budżetem, co powoduje świetne pierwsze wrażenie oraz zdecydowanie zwraca uwagę. I białą w sposobie. Bez ciekawych funkcji oraz osoby, taką, w której w kółko spełniamy te same czynności. To zmarnowany potencjał i groźba szerszych tematów w całej ofercie Ubisoftu. Szkoda.

Wymagania sprzętoweWD Legion

Minimalne: Intel Core i5-4460 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290X lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 5 1600 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 65 GB HDD Windows 10 64-bit

COD Cold War szuka naszej ulubiony… i imię jej reboot

W ostatnich latach Activision zdecydowało się na stały reset swoich strzelanek. Również owo nie jeden, a trzy! Najpierw przypomnieli nam o drugowojennych fundamentach wartości w Call of Duty: WWII, później podobne odświeżenie spotkało Call of Duty: Modern Warfare, i już przyszła zmianę na podserię Black Ops.

Trudno zastanawiać się takiej metody, bo po tym, jak CoD wystrzelił w świat gracze wprost domagali się powrotu tej opinie na ziemię. To samo dotoczy Black Opsa. Poprzednie odsłony cyklu czekały nas w coraz dziwniejsze futurystyczne realia, a koniec końców czwórka zupełnie zwolniła z działalności fabularnej na myśl rozbudowanego trybu wieloosobowego. Krótko mówiąc, było coraz dziwniej i dziwniej.

A wraz z Call of Duty: Cold War toż się zmienia. Zabieg odświeżenia czarnej franczyzy został pomyślany analogicznie do „rebootu” Modern Warfare (podobieństwo jest łudzące, nawet jeśli mowa o wyglądzie menu), a to zatrzymujemy się do samiutkich początków. Jest wtedy Zimna Wojna, Wietnam, Mason i Woods – wszystko to, za co pokochaliśmy pierwszego Black Opsa w 2010 roku.

Oraz chociaż efekt końcowy toż najłatwiejszy Black Ops od dziesięciu lat, że o odpowiednią ocenę tego stopnia. Niestety, zimnowojenna odsłona Call of Duty ma, podobnie jak szpiedzy przechodzący przez żelazną kurtynę, dwa planuje oraz na widać nie wolno jej w duzi zaufać. Zapraszamy do pracy naszej ocen CoD: Black Ops - Cold War!

Szpiegowska intryga w dawnym stylu

Call of Duty 2020, też jak poprzednie części, układa się tak właściwie z niewielu równorzędnych elementów. Jest ostatnie kampania fabularna, rozgrywki wieloosobowe, tryb zombie (którego sam moduł przez pierwszy rok będzie na wyłączność dla platformy PlayStation) oraz CoDowe battle royale, czyli Warzone (jednak ten nowi jest pobrany z Modern Warfare, zatem nie będę się nad nim pochylać tutaj – już dawno to dokonałby we przejściach z Call of Duty Warzone). Zacznę więc z pierwszego z tych filarów nowego Black Opsa, więc od kampanii fabularnej. Zwłaszcza, że istnieje on daleko najlepiej przygotowany.

Wyraźnie czuć w nim charakter pierwszej odsłony czarnej serii. Odwołujemy się w terminie do lat osiemdziesiątych z niewielu niezłymi retrospekcjami z wojny w Wietnamie , a szpiegowska intryga ze złowrogim agentem Perseusem towarzyszy nas przez uliczki Berlina Wschodniego, spadziste dachy Amsterdamu, bazy wojskowe w głębi Związku Radzieckiego także mnóstwo różnych bardzo klimatycznych lokacji.

No właśnie, „czas” nie bez przyczyny powraca w współczesnym opisie. To słowo-klucz do opisania kampanii Call of Duty: The Red Door. Atmosfera jest dokładnie niesamowita, a wszystka funkcja to taki mały wehikuł czasu. Do owego nie brakuje osoby wielkich z starych odsłon, jak też smaczków, które wysyłają do danej obecnie historii Masona i Woodsa.

Intryga CoD: Black Ops - Cold War naprawdę wciąga, a w jednych zadaniach (przeważnie) zrezygnowano z masakrowania setek przeciwników na myśl bardziej subtelnej, niemal filmowej narracji. Istnieją zawsze pewne „trzęsienia ziemi”, zwroty działalności również silne napięcie między bohaterami tego zimnowojennego dramatu.

Co daleko, pokuszono się więcej o kilkoro eksperymentów z normą. Wprowadzono a system oznaczania przeciwników przez lornetkę, zadania liczące na skradaniu, w jakich mamy trupy po szafach, i nawet wybory, które sprawiają (może nie radykalnie, ale przecież) na kurs opowieści.

Wszystko to cieszy, że takiej kampanii ani w Black Opsie, ani w zespole w Call of Duty nie istniałoby od baaardzo dawna. Brakuje jej wprawdzie kilka do gustu seniory z 2010 roku, ale tak niewiele. Oraz wysoka szkoda, że tryb wieloosobowy oraz zombie nie wzbiły się na całe wyżyny wirtualnej zabawy.

Co drugiego w sieci, umarlaku?

Trudno się rozwodzić nad trybem wieloosobowym COD Cold War, bo nie korzysta w nim nic szczególnie odkrywczego. Dostaliśmy raz też tę jedną formułę, którą Call of Duty od lat powtarza nas uwodzić. Z obecnym, iż jej wystąpienie jest niemal ciut gorsze, niż, dajmy na ostatnie, w Modern Warfare.

Wspomnę tylko mimochodem o małej grafice, która jaskrawo kontrastuje z oprawą wizualną kampanii. Mimochodem, skoro nie jest obecne najzdrowsza cecha tego sposobu natomiast ją nie ważna żeby jeszcze wybaczyć – wiadomo, w sieciowych potyczkach należy przede ludziom o płynność rozgrywki.

Bardziej przeszkadza wyraźne zwolnienie tempa animacji (albo toż przeładowania, czy rzucania granatów), co daje, że całość ukazuje się bardzo kulawo. Zniknęło coś z tej znanej CoDowej dynamiki starć. Jasne, podobny zabieg zastosowano obecnie w Call of Duty: WWII, a tam a lepiej spisywało się to w pełne „spowolnienie” rozgrywki. Tutaj trudno pozwolić to zbyt mądry oraz przemyślany zabieg, raczej za źle wyliczone potknięcie.

Mapy z kolei są niekiedy bardzo oryginalne (gdy na dowód trzy okręty między którymi lecimy na tyrolkach), ale znowu – brakuje im przemyślenia. Są niekiedy niepotrzebnie trudne również za chaotyczne. To samo działa także uzbrojenia, plusów zaś w ogóle projektowania klas. Dostajemy raz więcej w treści akurat to toż, co w Modern Warfare, ale kiedy gdyby słabsze, mniej ekscytujące, nie tak wyrafinowane i satysfakcjonujące.

Owszem, pokuszono się i o kilka nowości, takich jak sposób Brudna Bomba, jaki stanowi nowym eksperymentem z formułą Battle Royale, tylko oraz jemu brakuje końcowego szlifu. Podobnie dodatkowo jest z różnymi nowinkami, których stanowi po prostu zbyt chwila, albo są nie dość efektowne aby pozwoliły nowemu Black Opsowi na dłużej zapaść mi w pamięć.

Z trybem zombie jest niemal identycznie jak z czystym „multi”. Dostajemy mapę, która pcha nas między bunkry gdzieś w Polsce i zarządza pruć do zombiaków. Zmianą jest tylko tryb Grad Kul (to dopiero on stanowi krótkim „exem” Sony). Stosuje on w sobie mapy regularnego trybu wieloosobowego oraz ograniczone pole walki przypominające trochę tryb battle royale.

Do obecnego stare uzbrojenie, które wybieramy już przed walką, a dlatego możemy czerpać z stałych klas bez potrzeby zbierania ekwipunku po drodze, tak kiedy zamierzało to mieszkanie w zeszłych odsłonach Zombie. Więc ono wykonywa nam do konkurencje z umarlakami również pojawiającymi się od momentu do momentu bossami.

Niestety istnieje więc wprawdzie każda rewolucja w ostatniej naszej konwencji odpierania kolejnych fal zombiaków, jaka jest mało tak długotrwała jak tenże CoD. Jednak w przeciwieństwie do starych stronie tym jednocześnie nie pokuszono się o odpowiednią fabułę, ciekawych bohaterów, czy nawet jakieś super-zdolności. Tego wszystkiego tu zabrakło. W jakimkolwiek razie na ostatni sezon, bo kto wie, czy kolejne aktualizacje nie przyniosą zmian.

Co wewnątrz tym chodzi, poza kampanią fabularną COD Cold War samo przypomina takiego zombiaka, który jak żyje, ale tak prawie nie żył. Niby ekscytuje, tylko nie ekscytuje, niby wprowadza jakieś nowości, natomiast nie do kraju… No właśnie, to wszystko „na jak”. Zupełnie jak gdyby część fabularna pochłonęła całą energię również kreatywność twórców. downloaduj.pl Gry na Komputer

Call of Duty 2020 – czy warto kupić?

Na ostatnie pytanie tak naprawdę wszystek musi zdać sobie tenże. Jeżeli chce Ci na ekscytującej hollywoodzkiej działalności w charakterze Zimnej Wojny, to znajdziesz w Call of Duty: Cold War prawdziwą perełkę. Nie zawiedziesz się!

Jeśli choć w CoDach szukasz przede każdym wciągającego trybu wieloosobowego, do którego dołączone są inne atrakcje pokroju zombiaków, to inny Black Ops zdecydowanie nie jest najodpowiedniejszą opcją. Tak teraz zostać przy Modern Warfare, jakie stwarza to samo, ale bardzo lepiej.

Na skutek muszę też wspomnieć o dużej liczbie błędów Call of Duty: Cold War, które i powinieneś wziąć pod uwagę, bo skutecznie uprzykrzają zabawę. Część spośród nich toż jedynie męczące drobiazgi, tylko niektóre potrafią nieźle napsuć krwi. W którymś czasie na przykład utraciłem wszystkie moje rozwoje w walki (całe szczęście, że był zapasowego „sejwa” w chmurze).

Chciałbym to podsumować, że na takiego Black Opsa czekałem od dekady. Chciałbym, jednakże nie mogę. Na pewno oczekiwałem na taką kampanię fabularną – o, tak, ona jest rewelacyjna. Nie mogę jednak rzec tegoż o Call of Duty 2020 jako całości. Jest mi ale mieć możliwość, że Activision, kontynuując rozpoczętą w Modern Warfare praktykę regularnych sezonowych aktualizacji, co mało więcej poprawi. Ale lub będzie to taka zmiana, na jaką liczę? Czas pokaże!

Ocena końcowa CoD: Black Ops - Cold War

+ rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna

+ niezła oprawa audiowizualna kampanii

+ świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe

+ powrót znanych formy i nawiązania do starych części

+ parę ciekawych nowości w wojny i systemie wieloosobowych

- mało nowe oraz brudniejsze niż w dawnych częściach rozgrywki sieciowe

- nijaki tryb zombie

- bardzo przeciętna grafika trybu wieloosobowego

- wielu delikatniejszych także wyższych błędów

Wymagania sprzętowe Call of Duty: The Red Door

Minimalne: Intel Core i3-4340 3.6 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 670 / Radeon HD 7950 lub lepsza 175 GB HDD Windows 7(SP1)/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-2500K 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 1600X 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 390 lub lepsza 175 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 250 GB HDD Windows 10 64-bit

Nowoci jakie znajdziesz w Demon's Souls Remake image
The About page is the core description of your website. Here is where you let clients know what your website is about. You can edit all of this text and replace it with what you want to write. For example you can let them know how long you have been in business, what makes your company special, what are its core values and more.

Edit your About page from the Pages tab by clicking the edit button.

Stworzenie odpowiedniej gry na premierę nie jest oczywiste. Producenci konsol umieszczają na listach popularne tytuły, którym zdecydowanie za często brakuje jednego – dodatkowego czasu na dokończenie rozwoju. Takich formy jesteśmy nawet na właśnie raczkującej generacji, ale PlayStation 5 ma zdecydowanie najlepszy line-up w bezpośredniej przygodzie, a najnowsza propozycja Bluepoint Games to najłatwiejsza produkcja dana na premierę japońskiej konsoli. Nie wszyscy docenią tytuł, jednak fani umierania będą zadowoleni. Jaki istnieje Demon's Souls (PS5) na PS5? Zapraszamy na polską ocenę.

Demons Souls oferuje nasz świat w pięknych szatach

Od lat wyglądali na powrót Demon's Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na linie odświeżenie sztuce i nałożenie jej do zwiększonego katalogu ekskluzywnych gier na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, ale dzięki tej pozycji Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „przypadkiem przy produkcji”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem oraz odpowiednio go ulepszyli. Zadanie nie chodziło do najlepszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy artykuł w bliskiej branży – z tego czasu gracze ponownie chcieli umierać.

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w prostym najlepszym wydaniu: istnieje więc nadal niezwykle wymagająca praca z bardzo charakterystycznym systemem walki, a dodatkowo niewymuszająca jednej ważny progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze odprawią z kwitkiem pierwszego bossa, wrócą do Nexusa również podejmą wycieczki po drugich światach. W moim odczuciu deweloperzy nie chcieli zbyt mocno ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – przechodząc do Tower of Latria miałem gwarancja, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, żeby spotkać Maneatera. Ponownie po ulicy do Leechmongera zabłądziłem, a dużą liczbę razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru drogi w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeżeli to spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, obecne będziecie cieszyć się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również zdobywając satysfakcję z każdego pokonanego przeciwnika. Tytuł daje taką samą radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

Gra po raz inny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik że nas pogrążyć. W Demon's Souls ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, a po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po jakiejś śmierci jesteśmy tylko jedną okazję na odkupienie swoich win oraz zwiększenie zdobytego dorobku, ale gdy już drugi raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy z początku. W najróżniejszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale ponownie nie mówimy o złości wywołanej pracą lub za wielkim poziomem trudności, a właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez którą sprawiliśmy złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain był często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po usunięciu z myślą kilku dni wiem, gdzie leży „problem”. przejdź w ten link

Demon's Souls Remake poraża skalą. To remake z krwi i kości

Tym „punktem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na niewielkiej przestrzeni, a zatem jak Demon's Souls Remake się prezentuje. W sztuk Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą oraz wykonaniem – Tower Knight jest duży, potężny, oraz z pierwszego spotkania poczujemy jego moc. Każdy atak nie tylko miażdży naszą stronę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie wskazywał, że tak dobrze może wyglądać zwykły rycerz, który jednocześnie wymęczy jak nigdy dotąd. Skalą wroga szybko się zachłysnąć także przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki jest właśnie bardziej naturalny, a jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Wiele problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który mimo braku zaskakującej gibkości, wielokrotnie potrafi zaskoczyć atakiem. Obrzydliwie wyglądają Leechmonger oraz Phalanx, których ciała są teraz dosłownie żyjącymi bytami, a podczas walk zwróciłem uwagę nawet na najdrobniejsze detale, z jakimi poradzili sobie deweloperzy. W zestawie bossów nie znajdziemy nowych rywali, jednak jestem wrażenie, że wielu graczy będzie rozwijać się „znanych postaci” na nowo, ponieważ zespołowi udało zakończyć się znakomitego odświeżenia. Same pojedynki to jednak nadal ciężka praca poprzedzona wieloma wielkimi doświadczeniami – każdy boss jest znajome małe strony, więc gracze, jacy będą dochodzić do produkcji pierwszy raz będą mogli z satysfakcją (również bólem) mówić ich sekrety.

Ogólnie gra olśniewa oprawą. Podczas rozgrywki na Samsungu QLED Q800T regularnie doceniałem każdą przesiąkniętą mroczną atmosferą lokację – i tychże w atrakcji nie brakuje. Ponownie często odwiedzamy ruiny, pogrążamy się w ryzyku zespołów labiryntów, przeszukując kolejne miejsca i usuwając nowe skróty. Każdy świat w sztuce potrafi zachwycić wykonaniem, oświetleniem i szeregiem efektów. Pamiętacie most palony przez przerośniętą jaszczurkę? Teraz kilkukrotnie przystanąłem, aby obserwować, gdy ta bestia wyłania się z dali również upiększa krajobraz swoim ognistym oddechem. Wspomniany Tower Knight jest nadzieję wykorzystać naszą energia, a jego niebiesko-biała poświata rozświetlała moje biuro podczas nocnej walki. Przypomina to dokładnie epicko również tu niemal podczas każdego starcia mógłbym wychwalać oprawę, wyszczególniając najdrobniejsze elementy. Bluepoint Games zaprezentowało aktualnie najlepiej wyglądającą produkcję na PS5.

Demon's Souls to nie tylko zdumiewające lokacje, ale również bardzo dopracowany dźwięk. Zespół Bluepoint Games wykorzystuje potęgę Tempest 3D, dzięki czemu podczas konkurencji na słuchawkach znacznie chętnie określić, gdzie dokładnie znajdują się rywale również co najważniejsze – kiedy atakują. Owa wiedza jest niezmiernie użyteczna w trakcie pojedynków z podstawowymi wrogami, ponieważ szybko określimy idący w swoją stronę pocisk, ale także podczas starć z starymi. Armor Spider w trakcie realizacji swojego charakterystycznego ruchu rzucania pajęczyną wydaje specyficzny odgłos, który daje określić, kiedy sieć zmierza w swym kursie. Gdy podłoże ulega zapłonowi (tutaj animacja została odrobinę zmieniona), słyszymy jak ogień szuka w swym celu. Na wszystkim etapie w badanym Demon's Souls Remake byłem zaskakiwany jak odrestaurowane lokacje oraz potwory współgrają z udźwiękowieniem – to kluczowe połączenie, które lubi się podczas każdej godziny spędzonej w sztuki. Twórcy odświeżyli cały soundtrack, i jednym ukłonem w obrotu oddanych sympatyków jest fakt, że w stopniu usłyszycie część naszej obsady – deweloperzy zetknęli się z niewielu aktorami oraz znowu nagrali znane kwestie, wykorzystując tę technologię.

Miłym dodatkiem do samej oprawy jest jednocześnie Photo Mode, dzięki któremu wyłapiemy efektowne ujęcia: natomiast nie jestem amatorem tej sprawy, z ciekawością wypróbowałem filtry. W sztuk pojawia się opcja narzucenia na ekran różnych barw, jakie służą nie tylko podczas wykonywania fotek, jednak za ich ochroną na stałe zmieniamy wygląd świata. Sam spośród takich filtrów upodabnia grę do klasycznego Demon's Souls.

Demon's Souls nabrało odpowiedniego przyspieszenia

Nie umiem tak powiedzieć, że w Demon's Souls Remake nie poprawiłoby się nic. Teraz posiadamy szerszą władzę nad postacią (8-kierunkowy roll), ale najistotniejsze jest upłynnienie rozgrywki. Twórcy pozwalają wybrać dwa tryby – Performance Mode proponuje wyjściową rozdzielczość 1440p (do 4K) przy 60 klatkach na minutę, a Cinematic Mode myśli o natywne 4K przy 30 fps. Nie umiem tutaj jednak opowiadać o płynnej imprezie w dowolnym miejscu, ponieważ podczas gry testowałem oba tryby oraz zwłaszcza podczas „płynniejszej rozgrywki” miałem kilkukrotnie okazję doświadczyć spadków animacji. Mam poczucie, że za wszelkim jednocześnie stanowiła obecne drobna wpadka, ponieważ do wybranych sytuacji dochodziło w okresie swobodnej eksploracji – gdy poza nie wybierali się przeciwnicy również nic nie informowało o nadmiernym wykorzystaniu energii konsoli. Przypominając o niskich problemach, muszę wspomnieć, że Bluepoint Games wciąż nie poradziło sobie z ograniczeniem kamery, która zna wariować podczas spotkania kilku wrogów na krótkiej przestrzeni. Miałem okazję kilkukrotnie spaść z wielkiej wysokości, gdy system namierzania wyłapał złego wroga, i ja mając gwarancja, iż mam jeszcze za sobą odrobinę przestrzeni, runąłem w przepaść.

Zespół Bluepoint Games doskonale zdawał sobie sprawę, że ocenia się z jedną z najważniejszych zabaw w sprawy PS3, i jednocześnie produkcją posiadającą wysoką rzeszę fanów, którzy z lat liczyli na odświeżenie. Może z obecnego argumentu nie zmieniono takich płaszczyzn jak kwalifikowanie się informacjami ze świata z różnymi graczami (wszystko warto czytać!). Ponownie tryb sieciowy robi się przez system pozostawionych znaków, a ze względu na działanie w realizację przed premierą – nie był coraz okazji stoczyć pojedynków PvP. Twórcy jednak zapewniają, że także a w tymże przypadku nie zdecydowali się na dużo silne modyfikacje. W atrakcji powracają, lecz są lepiej wyjaśnione, World Tendency, które gdy obecnie widziałem – ponownie spotykają się z mieszanymi reakcjami. Studio jednak wprost nie chciało dotykać „podstaw”, jednak nie świadczy to, że w badanym Demons Souls nie wpadniemy na zmianie. Już dzisiaj społeczność przyszła do tajemniczych drzwi, z których założeniem będzie się teraz mieć, zaś jestem trwały, że to wyłącznie początek sekretów wrzuconych do realizacji.

Demon's Souls Remake czerpie garściami z opcje PS5

Bluepoint Games otrzymało za zadanie nie tylko wprowadzić Demon's Souls na inną generację, ale wykorzystać unikalne funkcje PlayStation 5. Teraz po spotkaniu starego i doskonałej porażce, w Umowach zabawy w menu konsoli pojawia się duża możliwość przeskoczenia do wybranego przeciwnika – twórcy zapewne nie ułatwiają działania również nie wrzucą nas tuż przed bramę, ale pozwalają przenieść się do wybranego świata (nie musimy iść przez Nexus). W trakcie rozgrywki również możemy zastosować spośród uwadze – opracowano opcjonalne porady, które pomogą kilka starć. Szczerze dotycząc nie chodzę do graczy, którzy szukają poradników tego gatunku, ale jestem świadomy, że mniej zaznajomieni z gatunkiem sprawnie również z poczuciem ulgi wezmą z kilku filmików – dziś nie musimy szukać w Budowy najlepszych rad na grę, ponieważ te zostają zaproponowane przez system.

Twórcy kapitalnie wykorzystują kontroler DualSense – z jego głośnika płyną dźwięki, jeżeli nasz miecz odbije się od tarczy rywala, i dodatkowo otrzymujemy niespotykane wcześniej sprężenie zwrotne. Haptyczne wibracje dodają grze nowego miejsca: systematycznie czujemy, jak przez cały pad przechodzi moc, a potencjał kontrolera jest nawet wykorzystywany w takich momentach, jak klasyczne niszczenie beczek. Tytuł w którymkolwiek miejscu czerpie garściami z haptyków, a wszystek atak rywali doświadczycie w bardzo zróżnicowany sposób. Bluepoint Games wyciągnęło dużo z unikalnych funkcji PS5 i zaszczepiło spożywa w recenzowanym Demon's Souls.

Pamiętacie ten ćwiczący czas oczekiwania po kolejnej glebie zafundowanej przez Old Hero? Teraz gra wczytuje się szybko i nie możecie nawet marzyć o zrobieniu kawy pomiędzy kolejnymi próbami. SSD w PlayStation 5 zostało dobrze wykorzystane – 27 sekund do włączenia gry, 10,5 sekundy do wczytania pierwszej rozgrywki, 8 sekund do wprowadzenia z Nexusa do jakiegoś ze światów, 5,5 sekundy przeskoczenia z jednego świata do następnego przy użyciu Kart (system PS5), a 7,5 sekundy zajmuje wskrzeszenie po śmierci. Koniec z czekaniem na umieranie.

Demon's Souls pokazuje, jak powinno zakładać się nową generację PS5

Można mówić wiele na problem premierowych tytułów dla drugiej generacji Sony oraz Microsoftu, ale dzięki jednej grze Japończycy spełnili marzenia wielu fanów, którzy z lat odkładali na powrót Demon's Souls. Produkcja From Software nie tylko powróciła, ona wyznaczyła nowy standard. To remake niemal idealny.

Stworzenie dobrej zabawy na premierę nie jest spokojne. Producenci konsol umieszczają na listach ciekawe tytuły, którym zdecydowanie za często brakuje jednego – dodatkowego momentu na zakończenie rozwoju. Takich rzeczy jesteśmy nawet na właśnie raczkującej generacji, ale PlayStation 5 jest wybór najlepszy line-up w prywatnej przygód, i najnowsza propozycja Bluepoint Games to najciekawsza praca dana na premierę japońskiej konsoli. Nie cali docenią tytuł, jednak fani umierania będą zadowoleni. Jaki jest Demon's Souls Remake (PS5) na PS5? Zapraszamy na swoją recenzję.

Demon's Souls oferuje znany świat w dobrych szatach

Demon's Souls - recenzja gry - przygotowanie do walki

Od lat wyglądali na powrót Demons Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na łatwe odświeżenie pracy oraz nałożenie jej do zwiększonego katalogu ekskluzywnych gier na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, tylko dzięki tej pozycji Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „faktem przy pracy”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem i odpowiednio go ulepszyli. Działanie nie należało do najlepszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy punkt w naszej branży – od tego etapu gracze ponownie chcieli umierać.

Recenzowany Demon's Souls powraca w bliskim najlepszym wydaniu: istnieje obecne ciągle bardzo wymagająca produkcja z bardzo specyficznym systemem walki, i wraz niewymuszająca jednej drogi progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze zwolnią z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa również rozpoczną podróże po drugich światach. W moim przekonaniu deweloperzy nie chcieli zbyt mocno ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – przechodząc do Tower of Latria miałem gwarancja, na kogo trafię lub gdzie muszę się udać, by spotkać Maneatera. Ponownie po podróży do Leechmongera zabłądziłem, a niezliczoną liczbę razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru istotny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeżeli więc spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, zatem będziecie cieszyć się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również korzystając satysfakcję z wszystkiego pokonanego przeciwnika. Tytuł daje taką samą radość jak za czasów PlayStation 3, a wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

Chodzi po raz kolejny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, i po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po jakiejś śmierci mamy chociaż jedną nadzieję na odkupienie swoich win również podniesienie zdobytego dorobku, a kiedy już inny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy od początku. W najnowszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale ponownie nie wspominamy o złości wywołanej produkcją lub za wysokim poziomem trudności, i właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez jaką odbyli złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain miałem często wrażenie, że inne Dusze są trudniejsze – po usunięciu z opcją kilku dni wiem, gdzie występuje „problem”.

Demon's Souls poraża skalą. To remake z natur i kości

Demons Souls - recenzja gry - Tower Knight

Tym „faktem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na malutkiej powierzchni, a toż jak Demon's Souls się prezentuje. W sztuki Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą oraz wykonaniem – Tower Knight jest mocny, potężny, a z pierwszego spotkania poczujemy jego siłę. Każdy atak nie tylko miażdży naszą stronę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie oczekiwałem, że właśnie daleko może wyglądać zwykły rycerz, który dodatkowo wymęczy jak nie dotąd. Skalą wroga łatwo się zachłysnąć także przy spotkaniu z Flamelurkerem, który stanowi współcześnie bardziej intensywny, a jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Wielu problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus,

Teraz gdy Cyberpunk 2077 zawitał pod strzechy, jedni podnoszą go pod niebiosa, a inni pomstują, na czym świat stoi. I ja? Mnie CD Projekt RED wyprowadził z równowagi naprawdę daleko, że planuję się na recenzję bez taryfy ulgowej. Na chwilę zapominam o aktualnym, że to nasz zespół, któremu kibicuję z patriotycznego obowiązku, zapominam, że był Wiedźmin 3, zapominam o wszelkiej sympatii, którą starych również do producenta, a do bieżącego programu jako takiego…

I czym mnie tak zdenerwowali REDzi? Tym, że po macoszemu potraktowali konsolowców, tym, że kazali mi czekać z ogrywaniem Cyberpunk 2077 do nowej chwili (która dziwnie zbiegła się z publikacją pierwszej łatki), tym, że po przekładanej wielokrotnie premierze wypuścili półprodukt? Czynników istniałoby znacznie, tylko tenże jedyny zirytował mnie najbardziej.

Bo jednak wszyscy chyba pamiętamy ten pierwszy, powyżej wstawiony zwiastun Cyberpunk 2077, gdzie zamiast daty premiery pojawiał się napis „When it’s ready”. Wiele byłem to w mieszkanie wybaczyć REDom, żeby zobaczyć dopracowany produkt. Tymczasem było się zupełnie inaczej. Bo gdy to, co dotarło na wagi półki, jest „ready”, to ja mówię głosem Michała Żebrowskiego.

Night City w stylu, w pionie zaś w głąb

Cyberpunk 2077 to stopień, którego po tych ośmiu latach nie trzeba już chyba nikomu przedstawiać. A przecież pewien zarys tła historycznego przydałby się, żeby dokładnie zrozumieć twórców. Bo czym istnieje toż uniwersum, które odbywają na ekrany naszych pieców i telewizorów?

Przede całym to cyfrowa adaptacja papierowego erpega o nazwie Cyberpunk, którego pomysłodawcą był Mike Pondsmith (pracujący zresztą także przy Cyberpunk 2077). Jeśli zaś sięgnąć głębiej, doszukalibyśmy się inspiracji filmem Ridleya Scotta - Łowca Androidów, a dodatkowo połączeń z takimi tuzami literackiego gatunku sci-fi jak Williams, Gibson czy Morgan.

Mówimy wówczas o dystopijnym świecie przyszłości, w którym wszechpotężne korporacje zrzucają na siebie atomówki, ludzkość zbiera się w wielkich metropoliach, a środkiem na wszelkie zło są cyber-wszczepy i oryginalne modyfikacje ciała. W wycieczka do takiego właśnie fascynującego, jednak również bardzo mrocznego świata udałem się wraz z CD Projekt RED. No, i powinien więc zdać twórcom Wieśka, że Night City, moloch na wybrzeżu Pacyfiku, jest miejscem, w którym naprawdę można się zagubić.

To miejscowość urzeka wszystkim – od industrialnych doków, przez luksusowe biurowce, aż po zapuszczone speluny. Zewsząd błyska po oczach neonami, wabi gwarem zatłoczonych ulic, trąbi klaksonami aut oraz ryczy ich silnikami. To miejscowość, kiedy już raz mnie pochwyciło, to zbyt nic nie chciało puścić.

Również za to chodzą się REDom olbrzymie brawa . Stworzyli metropolię, jaka stanowi ogromna i atrakcyjna. Mapa naprawdę sprawia wrażenie swoim rozmiarem, i do Night City zbudowano jak należy nie ale w stylu, tylko i w dziale. Co wtedy świadczy? A to, że mnóstwo tu tuneli, estakad, wiaduktów, wind, przejść na dachy… Wszystko to działa nie lada labirynt – ciasny, duszny również wcale zdający atmosferę gigantycznej aglomeracji.

To znaczenie po prostu ma siłę – plus tym jednocześnie przedstawiam nie w grupach przestrzennych, ale metaforycznie. Płaci się, że każdy zaułek, każdy rynek a wszystek stragan na tym rynku uznaje zbyt sobą dłuugą również interesującą historię.

Niestety, Night City nie zawsze robi tak dużo, jak w aktualnym obrazie. Osobiście ogrywałem Cyberpunk 2077 w możliwości konsolowej i niekiedy lokacje wyrażały się naprawdę dobrze, ale w zaskakująco wielu momentach ulice były pustawe, samochody przejeżdżały nimi z nieliczna, a gwar rozmów cichł, jak gdyby oraz w niniejszym wirtualnym świecie epidemia zmusiła ludzi do zostania w zakładach. I, co tutaj dużo mówić, toż niezwykle psuło klimat.

Nie droga nie wspomnieć więcej o graficznych deficytach wersji konsolowej. Deszcz, który mógł być dużo przyjemny, czekał na moim PlayStation 4 nijako, klockowate bryły zastępowały złożoną architekturę, a asfalt wyglądał jak ważna szara plama, po której śmigało moje auto.

Cały okres miałem wrażenie, że prowadzę lub jeżdżę po ciężkim i arcyciekawym świecie, ale i dalej musiałem się domyślać, jak mógłby on oczekiwać, gdyby został zrealizowany jak trzeba. Oczywiście, wrażenia moich redakcyjnych kolegów z klasie pecetowej są o niebo lepsze, ale… cóż, trudno, żebym się bazowałem na innych odczuciach!

Brawa dla scenarzystów

Inna sprawa to scenariusz. On, oczywiście, nie podlega żadnym rygorom technicznym, bo niezależnie od sprzętu czy wydajności, zwykle będzie taki tenże. I tutaj REDzi odwalili kawał dobrej prace. Cechy są niesamowicie barwne a od wejścia budzą sympatię (lub antypatię – zgodnie z planem pisarzy). Dialogi z organizacji to szybkie wymiany zdań, w jakich dowcipy przeplatają się z ciętymi ripostami.

To jedyne dotyczy dodatkowo nie tylko wątku głównego, ale również zadań pobocznych. Odnajdą się wprawdzie nudnawe zapchajdziury, jednak dużo spośród obecnych misji również bawi, również idzie. Prawie w wszystkiej z nich istnieje pewna tajemnica i zwrot akcji. A suma toż nie pozwala pominąć żadnego wykrzyknika, jaki na karcie oznacza robotę do zrealizowania.

Ba! Niewiele tego! Scenarzyści tak sprawnie wywiązali się z zadania, iż był taki moment, że tak chciałem „spalić to miasto”, jak pokazuje najsłynniejszy slogan reklamowy. Obudzić we mnie takie emocje jednym fabularnym twistem? No, no, szacunek!

Ramię w ramię ze dobrym scenariopisarskim warsztatem idzie polska lokalizacja. Teraz po pierwszych chwilach spędzonych w zabawie nie miałem pomysłu zmieniać się na możliwość angielską, jednak taki był mój pierwotny zamysł. Wtedy nie słyszałem tak rewelacyjnie wykonanego dubbingu. Dodatkowo nie mówię jedynie o Michale Żebrowskim, chociaż on, rzecz jasna, też wywiązuje się ze naszej sile popisowo.

Kawał świetnej roboty wykonany przez scenarzystów imponuje tym wyjątkowo, że Cyberpunk 2077 to produkcja naszpikowana wyborami – tak dialogowymi, jak oraz fabularnymi. Prawie wszą misję można przejść na parę rodzajów, i każdy z nich więc inna wersja opowieści.

Postacie niezależne pamiętały moje przeszłe decyzje oraz podejmowały do nich w rozmowach, a każda alternatywna ścieżka (w relacje od tego, czy rozwiązywałem problem negocjacjami, skradaniem się czy, dajmy na ostatnie, siłą ognia) otwierała przede mną niesłyszaną dotąd narrację.

Podobnie jak fabuła, no również historia naszego bohatera, a wraz spośród nią jego wzrost, to znacznie indywidualna potrzeba. Znalazłem tutaj kilka punktów wyjścia dla opowieści, masę różnych ścieżek, talentów, umiejętności... Tylko i tutaj nie brakło paru „ale”. https://www.downloaduj.pl/

Mój V stanowi większego

Cofnijmy się na chwilę do przodu zabawy. Na wprowadzeniu jest bowiem kreator postaci. Ważną pracą, którą powinien się zająć, to aspekt bohatera. Propozycji jest tu sporo, aczkolwiek nie istnieje to może nie wiadomo jak rozbudowane urządzenie do „rzeźbienia” wirtualnego ciała.

Trzeba jednak wspomnieć przy tej szansy, że Cyberpunk 2077 przełamuje stereotypy oraz zezwala na mienie postaci transpłciowych, a nawet unika określenia „płeć”, tak jednak handlowego w własnych produkcjach. No oraz właśnie, faktycznie, można sobie wybrać najlepsze i najpełniejsze genitalia na świecie. ;)

Kiedy już ustalimy się na jakiegoś pięknisia lub maszkarona, idziemy do wyboru atrybutów. Również tutaj zakładają się schody. Jednak na wstępie nie wygląda więc na bardzo delikatny system, a gdy teraz zaczynamy rozwijać sytuację w trakcie kampanii, wyłażą na szczyt pewne niuanse. Po prawdzie, jest ich całkiem sporo.

Jesteśmy bowiem klasyczny system zdobywania poznania oraz zwiększania atrybutów (tradycyjnie – to „staty” naszej osobie). Ale oprócz tego są też moce i atuty. Te kluczowe to sztuk, które rozwijają w współzależności z tego, jaki styl gry obierzemy. Jak będziemy zabijać przeciwników po cichu, wbijemy poziom w liczb „skradania”, jeśli zaś powłamujemy się coś do oprogramowania, podbijemy sobie „naruszanie protokołu”.

Za jakiś taki skok naszych możliwości dostajemy bonusy do statystyk też łatwość zakupu atutów. Te ostatnie toż takie „perki” pogrupowane w chwila drzewek. Brzmi to trudno? Tak i efektywnie, moim przekonaniem jest nawet nazbyt złożone. Trochę zbyt dużo grzybów w aktualnym barszczu.

Co gorsza, stawia nie tłumaczy klarownie, co do czego zapewnia oraz na czym liczy „lewelowanie” V. Wielu dziedzin musiałem domyślać się sam, szukać w Internecie, żeby znaleźć ich opis albo prosić Macieja o ochronę, bowiem on przezornie kupił zawczasu oficjalny przewodnik po Cyberpunk 2077. Pomimo tego, dziś nie mam absolutnej pewności, czy dobrze patrzę na przypadek taką umiejętność jak „zimna krew”.

Jak więc wszystko fajnie, niby dużo opcji, niemal wszystek z atrybutów jakoś się w atrakcji przydaje i, co więcej, dodaje nowe wersje dialogowe, ale podejrzewam, że właśnie za nowym lub trzecim podejściem do Cyberpunk 2077 zdołam w szerocy świadomie rozwijać swoją osobę. Zwłaszcza, że reset jest dodatkowy, ale dotyczy tylko atutów, pozostałe statystyki staną ze mną do celu tej rozgrywki.

Same „staty” to natomiast nie wszystko, na wstępie rozgrywki do wyboru jest także pewna ze ścieżek, a to przeszłość bohatera. Tutaj mamy trzy możliwości: Nomada, Punk i Korpo. One z zmianie warunkują to, w którym miejscu rozpoczniemy przyjemność oraz jako będą wyglądały nasze pierwsze chwile z Cyberpunk 2077.

Osobiście wybrałem drogę Punka, a więc mężczyznę z ulicy, który potrafi ciemną stronę Night City i realizuje swoją przygodę w barze, gdzie kumpel barman wymaga go o pomoc. Idzie to raczej sztampowo i, prawdę mówiąc, te podstawowe pół godziny czy godzina jakoś mnie nie porwały.

Poza samym początkiem rozgrywki, wybrana ścieżka determinuje i wiedzę naszego bohatera o świecie i możliwości dialogowe proste w luźnych rozmowach. Ogólnie rzecz mając, to trojakie rozpoczęcie kampanii stanowi ogromnie interesujące, lecz nie ma co się nim zachwycać. Żadna to rewolucja w myśleniu rozgrywki.

Tak tak, a kiedy już o braku rewolucji mowa... Posiadało nie być ani pojęcia o Wiedźminie, choć coś potrzebuję do niego nawiązać, bo, niestety, ujawnia się, że CD Projekt RED w ścisłym stopniu osiadł na laurach.

Jeden karabin na potwory, drugi na pracowników

Pamiętam swoje pierwsze chwile z Wiedźminem 3 oraz przypominam sobie, jak pomyślałem wtedy: takiej gry wciąż nie było! Niestety, ani przez element nie przyszło mi wtedy do góry w kontekście Cyberpunk 2077. Dlaczego? Tak dlatego, że więc w zasadzie kopia Wieśka przeniesiona w świat przyszłości.

Konstrukcja zadań, sposób, w jaki wysyłana jest narracja, działanie ekwipunku, „przywoływanie” auta, nawet wygląd mapy oraz dziennika… Wszystko to nasuwa bardzo odpowiednie powiązania z starą produkcją REDów. Trudno to mówić o wielkiej rewolucji – ona stanowi co daleko fasadowa.

No ponieważ potrafiło się wydawać, że podejście CD Projekt RED do ich kolejnego celu wymagało być inne, jeśli zdecydowali się na możliwość pierwszoosobową, na mechanikę strzelania, na wprowadzenie pojazdów. Potrafiło się tak robić, tylko że…

Po pierwsze żaden z tych punktów nie jest Pan rozumie jak inny. Wszystko wtedy istniałoby teraz w obcych produkcjach (nawet hakowanie do złudzenia przypomina serię Watch Dogs). A po drugie żaden spośród nich nie został przeprowadzony bezbłędnie. Model jazdy oraz kolizji mocno zawodzi, niesienie ze spluw jest ciężkie, skradanie funkcjonuje na słowo honoru…

Co tutaj dużo mówić, dostaliśmy Wieśka połączonego z GTA i kilku innymi tytułami. Oczywiście bogata by podsumować Cyberpunk 2077. Zespół, który tworzył nowe trendy, zamienia się w plagiatora… I w najwłaściwszym razie w autoplagiatora. Szczególnie to smutne.

Cyberpunk 2077 – czy warto kupić?

Konia z poziomem temu, kto udzieli zbornej odpowiedzi na ostatnie badanie! No, ale sprawdzę to sprawić, taka moja praca! Mógłbym, oczywiście, pojechać na łatwiznę i krzyknąć głosem kibola, z biało-czerwonym ogniem w oczach: Polacy, nic się nie stało! REDzi, jesteście świetni, zrobiliście dobrą grę, a wszystkie błędy wybaczę Wam, bo Wiedźmin, Kraków i Michał Żebrowski!

Zapowiedziałem jednak na starcie, że właściwie nie zrobię. Bo rzeczywistość jest taka, iż na Fallouta 76... Tak, dobrze przeczytaliście, porównuję Cyberpunka do Fallouta 76! Tak wtedy na Fallouta 76 pomstowaliśmy, jak się dało, a Cyberpunkowi chcemy odpuszczać. Oczywiście, ten nowi tytuł jest znacznie ciekawszą muzyką niż kalekie dziecię Bethesdy, tym choć w pewnym te dwie sztuki są do siebie łudząco podobne. Cierpię na zasadzie ich cechę techniczną.

A zatem bez taryfy ulgowej – Cyberpunk 2077 to materiał, zwłaszcza w wersji konsolowej. Wydawano nam czekać osiem lat na brak, który ociera się o możliwość grywalności. Co dobrze, przecież lwia część graczy wciąż czerpie z konsol poprzedniej generacji – ba! często w możliwości podstawowej, - i tam pojawia się najwięcej błędów.

Grafika przyprawia miejscami o mdłości, a klatki przy każdej większej akcji jadą na łeb na szyję. Na powodzenie w klasach na PlayStation Pro i Xbox One X jest dużo, jeśli należy o optymalizację, tym jednak nawet posiadacze lepszych konsol nie zabezpieczą się przed całą masą bugów. O wersji dedykowanej konsolom kolejnej generacji nic na razie nie można stwierdzić, bo trzeba na nią zaczekać do przyszłego roku. Jak długo dokładnie? To niestety przewidzieć, bo z pewnością wybór będzie uznawało łatanie obecnych edycji Cyberpunka.

Oraz ostatnich stanowi niewątpliwie MNÓSTWO. Posiadam na zasadzie postacie wijące się w niekontrolowanych spazmach, kawałki obiektów lewitujące w powietrzu, szwankujące ekrany zakupów również sprzętu, znikające przedmioty, zawodzący autozapis, milknący dźwięk… Kobiety oraz Przyjaciele, Night City nie trzeba palić, ono jedyne się rozpada!

Jeszcze wcale nie widziałem takiej masy błędów. Niesławny Vampire: The Masquerade – Bloodlines (growe dinozaury pamiętają) był dopieszczonym majstersztykiem w porównaniu z Cyberpunk 2077. Także nie, nie mówię nie o zabawnych drobiazgach, które troszkę utrudniają zabawę. Więc po prostu lawina wszelkiej maści niedociągnięć, spod której niewiele da się zobaczyć.

Oczywiście, można powiedzieć, iż to wszystko da się załatać (jednakże nie odda się przeciwny raz zrobić pierwszego wrażenia), że to jedynie kwestie techniczne, iż nie jest co histeryzować, że tak naprawdę Cyberpunk 2077 jest znakomity.

No właśnie, żarty żartami, tylko coś naprawdę jest z aktualnym Cyberpunkiem 2077. Chciałoby się nim zachwycić, i więc wyskakuje jakiś błąd, który zapobiega dalszą zabawę. A w takich elementach bardziej myślał sobie, kiedy taż chodzi mogłaby robić dodatkowo bardziej kupował w ostatnie, że ona stanowi ogromna, niż rzeczywiście tego badał.

Miałem raczej wrażenie, że wykonuję w wersję

I BUILT MY SITE FOR FREE USING